Obiecana część druga i ostatnia dotyczy fenomenu aut francuskich na imprezie u Scyzoryków. Przy absolutnym braku Alfy Romeo czy Mercedesów wesołe woziki z kraju De Gaulle'a, żabich udek i Ratatouille dawały radę. Zwłaszcza wtedy, gdy Clio RS przeszywały okolicę drapieżną sekcją z wydechu Akrapovicia.
Gdy inne auta, zwłaszcza wysokoobrotowe Hondy zawodziły wniebogłosy soundtrackiem będącym mieszanką barytonu i VTEC-owych sopranów, Żabki jechały na sto procent możliwości. Czyli tak, jak uwielbiał słynny francuski kierowca Jean Ragnotti, który notabene umie robić przepięknego Aaltonena mimo chyba ośmiu dych na karku. Nie muszę mówić, że na małych potworkach Renault ten zabawny jak Louis de Funes Francuz zrobił rajdową karierę. Renault 4, potem Clio I Williams to były jego etatowe taksówki do zgarniania pucharów.

Nie zarejestrowałem ani jednego Peugeota. Dziwne, bo 206 w różnych kombinacjach wygrywały rajdy, wyścigi torowe i KJS-y. Rządziło Renault. I tylko jeden Citroën C2 - za to tak osobliwy, że ostatnie zdjęcie dedykuję MarcinowiGP. Z jedynie słusznym podpisem odnośnie do kalkomanii - ten samochód już wie, jak oszukać swoje przeznaczenie .
Rzucam Ci wyzwanie - rozstrzygnij, czy chodziło o dym eko z rury i miłość do panny Grety, czy może o poważanie u właściciela?