Sezon rajdowy każdego roku zaczynamy zimą - a ten zapisał się dwa dni temu cieniem tragedii na końcowym, nocnym oesie rajdu Monte Carlo - śmiercią kibica. Od początku wiadomo było jedno: mocne rajdówki przyciągną przed telewizory i na odcinki mnóstwo ciekawskich i publiczności. Na dodatek złowieszczy głos Juhy Kannkunena o wypadkach, które mogą być groźne dla kibiców i zawodników, spełnił się pierwszego dnia. Naszemu światkowi rajdowych kibiców szkoda nieszczęśnika, który zmarł. Scenariusz zapisał się niestety "nieco" dość klasycznie: nieco za mocny samochód, nieco zbyt niewprawny jeszcze kierowca, nieco za śliski odcinek, nieco za niesforny kibic.

Monte Carlo skończyło się jednak zaskakującym niejednego eksperta zwycięstwem panującego Mistrza Świata OGIERA (Waldku, czyta się "ożie") w Fordzie (jego pierwszy rajd!), a nie Neuville'a (bardzo szkoda) w Hyundaiu (Waldku, czyta się "Handeju"). Wypada teraz poczekać na to, co w następnych rajdach pokażą ospojlerowane "wurce".

A dla tych, co nie byli w Monte Carlo w Księstwie Monako, polski akcent na zdjęciu. Na polskich oesach też może być pysznie i imprezowo