Witam, niestety jak to bywa ze starymi rupieciami czasami się psują , albo nałogowo chorują... Jak zwał tak zwał, w każdym razie testują naszą cierpliwość i panowanie nad negatywnymi emocjami

Po ostatnim zakopaniu się w błocie jakoś na początku marca Świerszcz postanowił na środku wielkiego skrzyżowania (tak centralnie na środku, nie mógł przed, nie mógł po zjechaniu, musiał idealnie na środku) ukręcić przegub sic! Do pomocy z zepchnieciem nikogo, do wytrąbienia wszystcy, ot taka mentalność ale wracając do rzeczy, po scholowaniu puszki do garażu przyszedł czas na rozebranie przegubu (haha z moim szczęściem nie może być aż tak łatwo o nie nie )

Śruby w przegubie zewnętrzym były już przez kogoś załatwione, tzn z imbusowych "zmodyfikowane" na śrubokręt płaski. Poza tym kształt lekko zagiętego banana. Imbusy nie pomogły, wykrętaki się łamały, torksy a gdzie za łatwo by było... koniec końców w ruch poszło wszystko łączie z palnikiem... i się udało.

Po wymianie przegubu, sprawdzeniu stanu przegubu wewnętrznego, rozebraniu wyczyszczeniu, ponownym nasmarowaniu postanowiłem go zostawić bo działało jak należy. Szczerze powiedziawszy gdyby nie te śruby to czas naprawy wynosiłby maksymalnie 3-4 godziny, niestety z tymi przeszkodami zajęło mi to prawie tydzień.

Auto zostało złożone do kupy, sprawdzone i jazda przed siebie!

No ale jak wspomniałem na początku wpisu o nałogowym chorowaniu to nie mogło być aż tak kolorowo... Po 2 tygodniach wracając z roboty auto wpadło mi tylnym kołem do krateru... łamiąc wahacz... a zarządców drogi nagle brak, nikt sie nie przyznaje (a pewnie ja nie pierwszy co coś urwał na tej drodze)

Sezon w pełni, zlotu i spoty w trakcie a ja? A ja czekam na wahacze które będą zdatne do założenia w aucie... No i to tyle. Albo i nie, między awariami na budziku stukło 779 tysięcy kilometrów

Pozdrawiam wszystkich i spokojnego użytkowania swoich puszek ;D