Witam wszystkich,

na wstępie, tego enigmatycznie acz swojsko zatytułowanego wpisu chciałbym wam wszystkim złożyć najserdeczniejsze życzenia noworoczne.

Oby się nam wszystkim darzyło i wiodło jak najlepiej i żebyśmy wszyscy byli zdrowi.

A wracając do tematu.

Jak część z was wie, obecnie zacumowałem na wyspie po drugiej stronie kanału La Manche.

Jako, że lubię spotykać ludzi z naszego portalu w cztery oczy, szybko nasunęła się idea spotkania ze znanym nam tutaj z egzotycznych pojazdów Pawłowi z.t.j. Wildpolish.



Data spotkania "wyszła w praniu" i okazało się że Sylwestra nie spędzam u prezydenta Dudy a właśnie w tytułowym Manchesterze.

A jaką tam kiełbasę robią i szynkę też.



Nie dość, że Wildpolish zna się na autach, to jeszcze przejawa zdolności masarsko-wędzalnicze.

Spotkanie przebiegło zgodnie z ogólnie przyjętym harmonogramem cześć, cześć - gadu gadu V8 vs R6 i temu podobne - bywalce Tylicza wiedzą co mam na myśli.

Paweł oczywiście okazał się równym gościem, dokładnie takim jakim się jawi na portalu.

Na dokładkę przemiła rodzina na czele z synem Pawła, który skumplował się z moim Jankiem jeszcze bardziej niż "staruchy" przy łiski.

A żeby ten wpis był również nieco o autach to nadmienię coś o Civicu.

Trasę Hedge End-Manchester-Hedge End śmignął jednym tchem zużywając 6.1 wysoko cetanowej "gnojówki" na każde 62 mile.

Nie wiedziałem tylko, że w UK też mają płatne autostrady.

Szokiem była dla mnie też cena rzeczonego paliwa, średnio o 20 pensów wyższa niż na południu kraju.

A teraz czas na powrót do rzeczywistości i do żółtych Mercedesów.

Nie pozostaje mi już nic innego niż oczekiwanie na Wildpolsh'a na południu.

Może jak się trochę ociepli...