Witam,

po kolejnym, dluzszym czasie nieobecnosci.

Jak to zwykle bywa...czasu brak.

Nawet ten wpis powstaje na "kolanie", na sluzbowym, przedpotopowym komputerze.

Jak wszyscy wiecie, a wlasciwie pewnie juz tym wymiotujecie, trwa pomor.

Pandemia.

Biologiczna zaglada ludzkosci napedzana przez Billa Gates'a, 5G i ludzi jaszczurow.

W czasie kwarantanny utknalem w Polsce na 7 tygodni.

Pod koniec kwietnia przyszedl czas na wyjazd do UK.

Samoloty uziemione.

Citroen na lotnisku w Stansted.

Hm....Peugeotem na wyspy.

Zona bez auta sobie poradzi - nauczycielka, wiec pracuje na zoomie i teamsie.

Do sklepu podjedzie sobie Mercem.

Kilka telefonow i jest ekipa: jeszcze jeden paramedyk i dwie pielegniarki z Kent.

Peugeot zaladowany po dach i jedziemy.

Przepustka NHS England - ze niby "key workers".

Trasa poszla gladko.

Tylko Francuzi "checkpoint" ustawili na granicy z Belgia.

Anglicy witali oklaskami, ale oni juz tak maja jak im zle jest.

Ciekawe, ze srednia z trasy to 6.1, a srednia wiejsko-miejska to 5.6.

To chyba wina CXa i braku piatego biegu.

Ogolnie Peugeot sprawdzil sie w tej podrozy, ale nie jest to auto na trase.

Mocy wystarcza do spokojnego cuisowania, ale brak "6" psuje cala przyjemnosc.

Diesel nie na trase - no prosze.

A ponizej kilka fotek z podrozy.

*przepraszam za brak polskich znakow