Stara prawda, że nie ma samochodów niemalowanych znów się sprawdza. Wystarczyło tym razem 11,5 tyś. km i 4 miesiące, by foczka musiała iść do lakierni:/

Poniedziałek, jadę do pracy jak zwykle. Podróż mija spokojnie, aż tu na ostatniej krzyżówce pod samą firmą jestem na pasie do lewoskrętu. Na prawym pasie korek, naprzeciw mnie wolne, więc jadę. Niestety jakieś debil z prawego pasa staje i puszcza kierującą Scenica z drogi podporządkowanej próbującą skręcić w lewo, która nic nie widzi, bo nie ma takiej możliwości wychylając się z za pojazdu po swojej lewej stronie (BTW takie uprzejmości na drodze stwarzające prawie 100% niebezpieczeństwo kolizji powinny być karane i napiętnowane). Naturalnie Pani wyjeżdża mi prosto przed maskę (wyskakując z za auta po mojej prawej stornie też nie mam możliwości jej zobaczyć) i pomimo hamowania dochodzi do lekkiego zderzenia. Oczywiście po całej sytuacji Pani myli jedynkę, ze wstecznym i zamiast cofnąć ciśnie mi jeszcze po zderzaku :/ Zjeżdżamy na bok. Kobieta bełkocze, trzęsie się wygląda na pijaną. Tłumaczy się chorobą Parkinsona, na co ja jej grzecznie odpowiadam, że nie jestem lekarzem i wezwiemy jednak policję by mogła zweryfikować jej stan. Po 20 paru minutach pojawia się patrol, szybkie badanie trzeźwości i orzeczenie 100% winy po stronie Pani kończą sprawę mandatem 300 zł.

Scenic sprawczyni ubezpieczony w firmie „krzak’ i nie mogę oddać bezstresowo foki do wybranego warsztatu tylko jestem zmuszony skorzystać z ich sieci partnerskiej. Na szczęście uszkodzenia nie są duże, a firma którą zaproponowali, ma trochę lepszy status niż sama ubezpieczalnia i jest też nie daleko mojego miejsca pracy - zgodziłem się. Teraz tylko czekam na kontakt, kiedy zawieźć foczkę na serwis.