Przez miniony tydzień czułem się jak dziecko, które je lizaka przez papierek. Z tą różnicą, iż obiektem mej żądzy nie był wyrób cukierniczy na patyku, a świeżo zakupiony samochód, oczekujący u kuzyna na tablice rejestracyjne.

Aby maksymalnie skrócić czas jego odbioru, wszelkie formalności urzędowe zleciłem profesjonalnej firmie, zawodowo zajmującej się załatwianiem "blach". Ta korzystając z wieloletniego doświadczenia w przeciągu czterech dni roboczych zdążyła przetłumaczyć dokumenty, uiścić opłaty celno-skarbowe oraz uzyskać tymczasowe pozwolenie na jazdę.

Dzierżąc już w dłoni "miękki" dowód i dwa metalowe prostokąty z hologramem do pełni szczęścia brakowało mi tylko polisy ubezpieczeniowej. Po uprzednio przeprowadzonej kalkulacji składek rozmaitych towarzystw zdecydowałem się na najkorzystniejszą cenowo ofertę "AXA Direct", która za 359 złotych na rok gwarantuje ochronę OC, NNW pasażerów, Zieloną Kartę oraz Assistance w wersji BAZA.

Dzisiaj po skompletowaniu wszystkich wymaganych prawem elementów, udałem się do miejsca postoju Peugeota, żeby przetransportować go do domu. Niby to zaledwie dystans 6 kilometrów, ale poczucie odpowiedzialności i podniosłość chwili sprawiły, że targały mną przeróżne emocje. Ich apogeum miało miejsce tuż przed odpaleniem silnika, kiedy to trzęsącymi się rękoma nieudolnie próbowałem zrobić zdjęcie moim autom.

Niedługo potem zająłem miejsce za sterami "207-ki", aby samotnie wyruszyć w dziewiczy rejs do przystani zwanej garażem, inaugurując tym samym kilkudziesięciomiesięczną służbę "Peżoka" pod moją banderą.