Tak kurwa, dokładnie 10 lat jak pojechałem ze szwagrem po auto. Co za przygoda, pojechaliśmy do Krakowa zobaczyć strupa, potem szukaliśmy na kieleckim zadupiu wiochy na końcu świata i ledwo znaleźliśmy. Stała tam ona, moja honda wymarzona, nie bita, nie nic, wszystko miała na miejscu, dupe, cycki, zęby, wszystko a jak pachniała plakiem, to sie od razu zakochałem.
Pamiętam jak sie zdziwiłem jak nią jechałem, tak dziwnie ten silnik pracuje, te 1.4 tak słabo troche z dołu jedzie, ale dałem jej ogień na całe 4tys obrotów i już rwie sie, już inaczej. Zakochałem sie od pierwszego wejrzenia, po pół roku strzelił pierwszy pasek, potem były naprawy, rozrządy i gaz założony, i pierwsza barierka, i pierwszy pies zgarnięty ale laweta nigdy a wszystko padło w tym aucie, i aku, i alternator, i upg na trasie zrobione.
220tys bez lawety i już 367tys na liczniku.
I silnik poszed do wymiany i skrzynie zajeżdziłem i malowane z każdej strony i różne takie. Było troche przygód, troche wydatków, tak ponad 30tys ale najważniejsze że jesteśmy razem i nadal się kochamy.
A gdybym dziś miał jechać po auto? Kurde gorzej niż 10 lat temu, bo wtedy za 10tys kupiłeś takiego a dziś za tyle nie wiem co kupisz xD