...od 2 tygodni.
Nic strasznego się nie stało.

Mam tylko nauczkę, że trzeba samemu kupować części zamienne.
8 lutego Xiężna dostała nową sondę lambda, uniwersalną "Golden Lodge" za jedyne 160 zł, podobno miała trybić z moim silnikiem.

Stara sonda nie meldowała błędów, ale była już dychawiczna, bo po wymianie faktycznie skończyło się przebieranie na biegu jałowym, lekki przydech przy muskaniu gazu i okazjonalne zawahania przy szybkim wychodzeniu z poziomu +/-2000 obr/min (np. przy szybkim włączaniu się do ruchu na 2. biegu). Tutaj mam cichą satysfakcję, bo diagnoza zdychającej sondy była moja, zrobiona "na czuja i doświadczenie".

Niestety, Xiężna zameldowała kontrolką "Check-engine", że nowa sonda się jej nie podoba. Pojawiły się też gryzące w oczy spaliny o zawartości toksyn odjechanej w kosmos (CO 4-5 %, HC >400 ppm, jak w rozregulowanym gaźnikowym Polonezie) i apetyt większy o ponad 1 l/100 km.

Postanowiłem uziemić Xiężną, zanim zdobędę właściwą sondę, żeby szlag nie trafił katalizatora, który wcześniej doskonały nie był. Od kilkunastu dni jeżdżę pożyczonym sprzętem zastępczym - powolnym jak wschód słońca osiołkiem, czyli Berlingo 1.9 D.

We wtorek montuję sondę Delphi. Już nie uniwersalną, tylko dedykowaną do tego silnika, dobraną według numeru VIN. Oryginał (marki Hans Pries) jest już igłą w stogu siana. Nawet sonda Delphi jest dostępna tylko na zamówienie u producenta, trzeba było zaczekać dobry tydzień zanim przyszła za pośrednictwem firmy w Krakowie.

Wyszukałem ją samemu, z użyciem Google'a, VIN-u i strony serwisowej Citroena. Szkoda, że panowie w warsztacie na to nie wpadli. I ciekawe, czy po wymianie check-engine przestanie prażyć.