Ostatni weekend w mojej wiosce był bardzo ciepły. 27 stopni Celsjusza, bezchmurne niebo, wiaterek lekko muskał wierzchołki drzew, idealna pogoda na klejenie buca na dzielnicy w samochodzie z otwartym dachem. Zaraz po tym jak odwiozłem dzieciaki do polskiej szkoły, zabrałem fortepian do myjni ręcznej. Niecała godzina i gablota świeciła się jak kredens z lat 70tych. W sumie przez dwa dni zafundowałem sobie prawie 100 mil jazdy. Ten Cadillac naprawdę dostarcza dużo radości z prowadzenia o klejeniu buca nie wspomnę .
W ten weekend aura dorzuciła swój kamyczek do ogródka wprowadzając mnie w wyśmienity nastój. Muzyka lat 70-tych i 80-tych delikatnie sącząca się z głośników, błękitne niebo, jesienne liście bezwiednie spadające na drogę kreowały niesamowitą atmosferę. Wszystko delikatnie okraszone basowym mruczeniem widlastej ósemki . Żyć nie umierać! Zatankować do pełna i ruszyć w kierunku zachodzącego słońca, nie martwiąc się oto co będzie jutro!
Muszę przyznać że im częściej nim jeżdżę tym bardziej go lubię. Auto z pewnością posiada kilka mankamentów, ogromny apetyt na paliwo, coś tam w nim skrzypi, trzeba na coś tam uważać aby nie uszkodzić, etcetera, etcetera, ale w końcu to prawie 40-sto letni samochód, przy którym jeszcze trzeba zrobić to i owo. Na ten przykład silniki od szyb są coraz słabsze, trzeba by je wymienić, przednie głośniki proszą się o wymianę tej zimy, cóż samo życie.
Tak oto minęły sobie sobota wraz z niedzielą pod znakiem włosów potarganych przez wiatr.
W niedzielny wieczór wybrałem się na pobliski parking/garaż aby porobić trochę zdjęć do galerii, wypadałoby coś zmienić i dorzucić abyście i Wy mogli pocieszyć oko.

Więcej zdjęć w galerii.