Sparciała rura w układzie chłodniczym, pękła przy końcu- co powodowało wyciekanie wrzącego płynu chłodniczego na jezdnię. Po każdym postoju, czy to na światłach, czy do skrętu autko zostawiało pod sobą mokrą, dymiącą się kałużę. Ale do mechanika X na ulicy X dojechałem. Miałem nadzieję na tanią naprawę, bo byłem równo spłukany i miałem w portfelu tylko 40 zł. Podjechałem pod warsztat, kazano ustawić mi się pod bramą nr 6 i gdy wjeżdżałem na podnośnik zlecieli się chyba wszyscy pracownicy (czterech po ~20 lat, jeden koło 30 i jeden starszy- już lekko siwy.). Scena niczym z 'Pimp My Ride': Wjeżdża auto, pracownicy wybuchają śmiechem lub łapią się za głowę. Wjechałem idealnie na szyny i powiedziałem, gdzie leży problem, lecz nikt nie dawał się zwracać na mnie uwagi. Podciągnęli auto po sufit. Płyn(A raczej woda zmieszana z płynem- bo po drodze zużyłem 2 l płynu chłodniczego i 2 l wody) wciąż kapał. Jeden z młodych mechaników oznajmił mi:"Oo poważna usterka, prawdopodobnie ma pan dziurawy bak.", kurde, dobrze wiedziałem co jest nie tak, ale dałem im wolną rękę. Reszta pracowników się rozeszła, zostało 2 gości po 20 lat(jeden ciągle się śmiał a drugi był aż nadmiar poważny), oraz lekko starszy mężczyzna. Opuścili samochód na dół, jeden z młodych mechaników usiadł na miejscu kierowcy i ewidentnie szukał 'dzyndzla' do otwierania maski. Drugi młody mechanik pomagał mu w tym, a siwy, patrzył na wszystko z cynicznym uśmiechem i powiedział:
-chcecie otworzyć maskę?
-No-powiedział młody.
-U pasażera macie dźwignie.
Młody nachylił się i otworzył maskę, podeszli we dwóch i kiedy otworzyli maskę na ich miny wpłynęło zdziwiwienie, na które starszy zareagował śmiechem i powiedział:
-silnik macie z tyłu!
Następne 10 minut zajęło im szukanie dźwigni do tylnej klapy. W końcu starszy, podszedł, otworzył lewe tylne drzwi i otworzył klapę silnika. Dźwignia znajdowała się zaraz pod zatrzaskiem. Rurę wymienili na nową, dolali wody do zbiornika i a całość zapłaciłem 20 zł. Potem nie miałem juz żadnych problemów z chłodzeniem.