Witam zimową porą - no może nie do końca zimową.

Witam zatem wirusową porą,

szybki wpis o FranCu którego już ze mną nie ma.

Citroen wyłamał się z tradycji moich "angielskich" samochodów, które odchodziły dotychczas z wielkim "BOOOOM".

Civic niemal eksplodował, a Toyotę dopadli Niemcy.

Citroen grzecznie dał się kupić.

A kupiła go sąsiadka.

Citroen był dobrym autem, zdecydowanie lepszym niż się o nim i o jemu podobnym mówi.

Po zakupie dostał nowy akumulator i dwa razy zmieniłem mu olej.

Przejechaliśmy razem grubo ponad 40kkm i ani razu mnie nie zawiódł.

Pod koniec skrzypieć zaczęła tylna belka, ale nic więcej się nie działo.

Do samego końca działało wszystko , łącznie z klimą, elektryką i....denerwującymi komunikatami z komputera mówiącymi, że coś znów się zepsuło - choć była to nieprawda

Sprzedałem go za te same pieniądze, za jakie kupiłem - ot taka ekonomia.

Niech służy dalej.



Jedzie nowe (nowe dla mnie, nie z salonu).