Miałem dziś dwa zdarzenia drogowe, drugie opisze jutro na motoblogu bo skłoniło mnie do głębszych refleksji nie do końca związanych z moim autem, ale do rzeczy.
Jechałem sobie wąską asfaltową drogą (zapewne powiatowa ) na której nie było ograniczenia więc można było jechać 90 km/h, (ale to dla tych co nie lubią swojego auta ) ja jechałem wolniej bo stan nawierzchni delikatnie mówiąc nie był najlepszy. Zbliżałem się do skrzyżowania z drogą... no właśnie kiedyś była to droga z pierwszeństwem przejazdu a na drodze, którą jechałem stał znak ustąp pierwszeństwa, teraz tego znaku już nie ma (nie ma żadnego znaku) a z lewej strony jest droga wyłączona z ruchu (znak zakaz ruchu i przesunięty płotek, który zapewne miał zagradzać wjazd na tą drogę), za to na drodze w którą skręcałem jest znak pierwszeństwo "po kiełbasce" pokazujący że droga którą jechałem ma teraz pierwszeństwo(jednak od strony, którą jechałem nie ma żadnego znaku). Po wyłączonej z ruchu ale świeżo wyremontowanej drodze, pędził sobie seat cordoba (nie mam radaru ale myślę że zdrowo ponad setką), na szczęście jechałem wolno i postanowiłem spojrzeć w stronę zamkniętego odcinka (widoczność nieco ograniczają w tym kierunku drzewa i krzewy) i nagle przemknął przede mną ów seat, zdążyłem tylko nacisnąć hamulec i klakson. Kierowca seata widocznie usłyszał klakson bo ostro zwolnił (oczywiście już za skrzyżowaniem) i zaczekał aż wyjechałem i go dogoniłem (droga na tyle wąska że jak nie zjedzie na pobocze nie ma szans wyprzedzić) żeby... odwrócić się przez siedzenie i popukać się w głowę (wymachując przy okazji ręką, a zachowaniu jego pasażerki to nawet nie warto pisać) po czym przyspieszył a następnie ostro zwolnił i tak kilka razy aż skręcił w boczną drogę i znowu zaczął mocno przyspieszać. W prawdzie na wyłączonym odcinku nie zdjęto znaku że to droga z pierwszeństwem ale mnie na kursie (wprawdzie było to już bardzo dawno temu ) uczyli iż skoro wyjeżdża coś z takiej drogi to włącza się do ruchu (pomijając fakt że tak w ogóle to nie powinno wyjeżdżać).
Ale gdybym się nie zatrzymał... nie pisał bym już raczej tego.