Na początku kwietnia w jednym z Wrocławskich serwisów wymieniałem opony z zimowych na letnie.
Wydawać by się mogło, że czynność ta dla mechanika jest tak prosta i banalna do wykonania, że nic nie można tu zepsuć i spokojnie można jeździć od wymiany do wymiany.
Niestety w moim przypadku tak nie było.
Po Jakiś trzech tygodniach po wymianie opon, z tyłu auta zaczęły dobiegać dziwne dźwięki, nasilały się wraz ze wzrostem prędkości auta. Zatrzymałem Auto na poboczu, obejrzałem, wydawać by się mogło, że wszystko było ok (niestety wtedy nie zerknąłem na śruby w kołach...).
Po kolejnych kliku kilometrach dźwięk się nasilał, zatrzymałem się ponownie na stacji benzynowej, zwróciłem uwagę na koła i śruby, które je powinny trzymać - ale ich nie było.
Lewe tylne koło, trzech śrub nie było już wcale, jedna była odkręcona, jeszcze trzymała się na gwincie, tylko jedna śruba z pięciu była przykręcona...
Co by było, gdybym przejechał tak kolejnych kilka km? Strach myśleć.
Na szczęście byłem ok 10 km od domu, dokręciłem drugą śrubę, i na tych dwóch dojechałem spokojnie do domu.
Kolejnego dnia przejechałem się do serwisu zrobić awanturę, narazili życie moje i mojej żony.
Jak im powiedziałem co się stało, od razu wzięli winę na siebie, stwierdzili, że w tym okresie kiedy skorzystałem z ich usług mieli rozregulowany klucz dynamometryczny...
Następną usługę mam gratis, chętnie oddam, ktoś chętny?
Śruby oczywiście przykręcili, przeprosili i tyle...
Zerkajcie czasami "kontrolnie" na śruby po wymianie opon, ja nigdy tego nie robiłem, bo nigdy takich przygód z tym związanych nie miałem, ale niewiele brakowało, a doszłoby do tragedii przez niekompetentnych ludzi w serwisie...

Pozdrawiam was,
Marek.