Zaczęło niesamowicie padać. Woda lała się z nieba potokami. Nie można było złapać tchu. Zrobiłem co miałem zrobić i po kilku godzinach wsiadłem do samochodu, żeby wrócić do domu. Deszcz, choć drobny ciągle padał i zrobiło się już ciemno. W całej warszawie było pełno wody. Płynęła strumieniami po głównych ulicach. Jadąc Dolinką Służewiecką, natknąłem się na pierwszą wysoką wodę. Auta zwalniały i bardzo powoli, zanurzając się do połowy kół i nawet bardziej sunęły do przodu. Ktoś wypychał swoje auto na pobocze, stojąc w wodzie do pół łydek - zapewne je zalał. Przejechałem, auto nie zgasło.

Kolejna podobna przeszkoda była w Starej Miłosnej, tu już nie było takiego ruchu i nikt nie mógł zablokować przede mną drogi. Również przejechałem, poważnie zanurzając samochód.

Potem jeszcze wielokrotnie mijałem potężne gałęzie, które wiatr ułamał z drzew, rzucając je prosto na drogę. Była to trasa szybkiego ruchu, więc trzeba było bardzo uważać.

Po kilku dniach zauważyłem, że niestety na przednim zderzaku nie ma tablicy rejestracyjnej. Pewnie zgubiona podczas jednej z dwóch przepraw przez wodę. Od razu zadzwoniłem na policję zgłaszając jej utratę i podając numer. Dowiedziałem się przy okazji, że do czasu wyrobienia nowej nie mogę jej niczym zastąpić. Czyli auto unieruchomione. Niedługo potem dowiaduję się od kogoś, że w Teleexpressie, podano informację o wielkiej ilości znalezionych tablic rejestracyjnych. Zgromadzono je w jednym z warszawskich komisariatów. Zadzwoniłem i okazało się, że moja również tam jest. Przy jej odbiorze zobaczyłem, że został z niej wielki kawałek złomu - widać, że wiele kół po niej przejechało. Jednak sam numer dało się jeszcze odczytać, więc wyprostowałem ją na tyle ile było to możliwe i zamontowałem na powrót. Śmiesznie wygląda, ale mam z głowy kłopot z wymianą dowodu rejestracyjnego.

Jak później się okazało miałem dużo szczęścia, bo niedługo potem mojej siostrze wbiła się w zderzak jakaś tablica, która odpadła z innego samochodu. Pojechała z nią na policję, ale funkcjonariusze ją wyśmiali, pytając, że niby co mają z nią zrobić? Jedna już u nich leży. Jeżeli więc zgubicie blachę, to chyba raczej nie ma co liczyć, że się odnajdzie.