Pierwszy samochód. W dodatku stara Toyota. Jeden z najbardziej bezawaryjnych samochodów jakie były produkowane, jednak nie wieczny ze względu na swoją delikatną i podatną na rdzę blachę. Zawierał wszystko co młody kierowca może potrzebować do nauczenia się jeździć. Tak! Kierownicę, drążek zmiany biegów i oczywiście pedały. Wspomaganie nie było potrzebne bo koło kierownicy było spore, a dodatkowo, parkowanie przychodziło bardzo łatwo ze względu na zaledwie 4 metry długości i całkiem dobrą widoczność. Przede mną miał ją przez 3 lata mój ojciec. Coś się psuło? Nie. Wymienił jedynie rozrząd i maglownicę, które kosztowały grosze. Po tym zabiegu służyła jemu a potem mnie bez żadnych problemów. Czemu tak szybko zniknęła z mojego życia? Brak mocy ;)