Drugie auto i druga renówka. 6 lat używana i przejechane 210 tysięcy km. Przy sprzedaży na liczniku 376000 o ile turecki "dealer" z Niemiec coś nie namotał zanim ją kupiłem. Nie powiem złego słowa na to autko. W drodze zawiodła tylko raz po padzie alternatora, ale to była moja wina, bo przecież piszczało od paru dni. Poza tym głównie psuło się przednie zawieszenie. Pod koniec niestety mocno zardzewiała. Z tego co wiem dalej jeździ.

Jak widać na fotkach autko miało bliskie spotkanie z przedstawicielem handlowym, który akurat uznał, że sobie zawróci, chociaż nie miał prawa widzieć jak nadjeżdżam. Po prostu wszystko zasłaniały mu auta na lewym pasie. Trzeba było słyszeć jak chłopak katował mnie wyuczonymi na szkoleniach tekstami handlowca i jak próbował mnie zbajerować, żeby nie wzywać miśków. Nie jestem złośliwy, ale po konsultacjach z odpowiednią osobą miśki zostały jednak wezwane. Nie było sensu się potem bujać z właścicielem auta, którym okazał się bank, bo sprawca mógł się wszystkiego wyprzeć za parę dni. I co wtedy? Osoby zbliżone do "służb" znały takie przypadki;)
Jeździłem R19 ledwo od pażdziernika poprzedniego roku. Wygląda to dość groźnie, ale w sumie nic wielkiego się nie stało. Do wymiany był grill, błotnik, maska i plastikowe nadkole. Autko jeździło ze mną jeszcze 5 lat.