Auto kupione w 2015 roku, bo w sumie podobało mi się od dłuższego czasu, a po objechaniu Maryśki przekonałem się do silnika. Duże, wygodne, mało wyrywne, bo silnik do masy trochę za słaby, ale nie do wyścigów kupiony. Ma kilka wad, które akurat mi specjalnie nie przeszkadzają i wymaga odrobiny serca. Jak na razie po roku z nami jeździ się nim fajnie i pewnie zostanie z nami na dłużej.

Kupiony do "wozenia sie", mial byc wzglednie mlody, tani i bezproblemowy. Jezdzi sie nim przyjemnie, twardo i nisko. No i w koncu znowu nie musze pamietac o gaszeniu swiatel. Odsluzyl u mnie 5 lat i zrobil w tym czasie 50kkm, glownie po miescie, okazjonalnie jakis wypad na wakacje czy cos. No, ale w koncu sie znudzil i perzyszedl czas na zmiane.

Auto kupione z cofnietym licznikiem (sam naprawialem po poprzednim wlascicielu, ktory sknocil go cofajac i po zakupie sie nie krecil w ogole). Kombiak w dosc podstawowej opcji, w sumie poza klima i halogenami to calkiem goly. Kupiony, bo zawsze mi sie podobal, kombi, bo mozna w nim kimnac w razie cos na wakacjach (lepsze to od niemal kazdego namiotu). Miekki i wygodny, przyjemny w prowadzeniu, chociaz silnik zdecydowanie za slaby do auta wazacego prawie 1.7t...

Po poltora roku mialem go dosc. 13kkm, prawie 4k PLN w naprawach, wszystko co pod maska mialo logo Boscha albo Siemensa sie sypalo. Poszedl do ludzi, bo mialem go po dziure w d...

Trzecie auto, drugi Polonez. Kupiony od dobrego kolegi. Blachy dosc zjedzone, ale serce jak dzwon. Pieknie toto szlo, od swiatel do swiatel Golfy i inne FWD z silnikami do 1.8 zostawaly daleko z tylu. Sprzedalem, bo przy 170kmh w srodku bylo tak glosno, ze z pasazerami z tylu nie szlo rozmawiac. Kiedys napewno jeszcze sobie takiego sprawie, tylko juz 1.8 w miejscu 1.4.

Pierwsze auto. Wersja amerykanska (podwojne okragle reflektory zamiast 5-katnych, boczne swiatla pozycyjne, odlaczone ze wzgledu na nasze przepisy). Kupione przez ojca jakos w polowie '90 lat. Duzy, wygodny, swietnie sie prowadzil. Niestety zanim ja sie do niego dosiadlem, to zdazyl kilka lat postac sobie pod chmurka na parkingu, co odbilo sie na blacharce. Pierwsze szlify po zrobieniu prawka robilem na tym aucie, ktore gotowala uklad chlodzenia w 10-15 minut na miescie. Nawet w trasie potrafil sie gotowac, coz, berlinska taksowka (nawet slady po taksometrze i golebniku byly na aucie, wiec przebieg licznikowy malo wspolnego pewnie mial z prawda). W kazdym razie jak na swoj wiek i przelot, silnik chodzil tip-top, zawodzil osprzet jak juz. Sprzedany po roku jezdzenia z powodu syndromu Flinstone'a... Szkoda...

Bordowe Caro 1.6 w gaznikowym silniku CF, sladowe ilosci rdzy, no w kazdym razie mniej niz przecietny Golf z tego samego rocznika. Szybki nie byl, ale komfortowy za to.