W ciągu trzech lat użytkowania mój samochód miał 4 spotkania ze zwierzętami na drodze. Chyba jego maskujący kolor (khaki) czyni go niewidocznym dla nich i głupie wyłażą nam przed maskę.

Pierwsze spotkanie miało miejsce w niecałe 2 miesiące po zakupie.
Doszło do kontaktu ze słowacką sarną na obrzeżach Bratysławy. Szczęśliwie dla sarny i dla nas bez konsekwencji, S-max miał połamanych kilka plastikowych zapinek i uchwytów. Nie wymagał, żadnego prostowania czy malowania.

Drugie spotkanie, z łosiem, było też bezkonfliktowe, bo łoś wyskoczył przed samochód, który chwilę wcześniej nas wyprzedził. Łoś nie przeżył , ale Pani kierująca Citoenem Berlingo nie doznała żadnych obrażeń.

Trzecie spotkanie miało miejsce w lipcu tego roku, przy prędkości ok 90km/h na wąskiej drodze objawił się nam z rowu Pan Koziołek, ostre hamowanie, podkulony ogonek Pana Koziołka i wszyscy, w jednym kawałku podążyli w swoją drogę. Można zobaczyć to na video, które załączam.

Czwarte spotkanie opisałem kilka dni temu, tym razem to bażancica, która postanowiła przelecieć przed moim samochodem. Los ptaka nie jest znany, przy 120km/h skupiłem się na kontynuowaniu podróży i nie zauważyłem co się z nim stało. S-max miał delikatnie zarysowaną maskę. Pasażerowie bez uszczerbku, trochę tylko strachu.