Zeszłej nocy w tym miejscu (przed przejściem pługa) natknąłem się na tkwiący w zaspie samochód osobowy, zawiany już prawie do linii okien. Jego kierowca udał się w nieznanym kierunku , prawdopodobnie po pomoc.
Dzięki reduktorowi udało mi się wycofać brnąc w śniegu "po brzuch" i do celu dotarłem inną drogą. Przy okazji zasłużoną porcję przekleństw otrzymali ode mnie konstruktorzy Suzuki - nowomodny mechanizm przełączania napędu uruchamiany silniczkami elektrycznymi wykazuje silnie wyrażoną indywidualność i na polecenia kierowcy reaguje tylko wtedy, gdy przyjdzie mu na to ochota. Stare rozwiązanie z ręczną dźwignią było wygodne i niezawodne - i komu to przeszkadzało?