No i stało się. Po kilku ładnych tygodniach przymierzanie się do różnych marek i modeli kupiłem Hyundaia i10. Rozważałem inne marki i modele (Kia Rio, Mitsubishi Colt, Fiat Panda, Citroen C2), wybrałem Hyundaia po prostej kalkulacji ile "samochodu" dostanę za jaką kwotę.
Mieszkam i zakupiłem samochód w Wielkiej Brytanii, konkretnie w Szkocji. Kosztował 5670 funtów po odjęciu 2000 funtów rabatu jaki zaoferowano w ramach tzw. "scrappage scheme" - za oddanie na złom auta w wieku powyżej 10 lat - w moim przypadku starszego z dwóch posiadanych Pugów 106.
Kolor czerwony z prozaicznej przyczyny: wszystkie inne są metaliczne i wymagają dopłaty.
Wersja wypoasżenia Classic, na wyspach daje to:
- silnik 1.2 DOHC 16V
- ABS
- 4 poduszki
- wspomaganie
- centralny zamek
- radio z CD/mp3, 6 głośników
- elektryczne przednie szyby
- klimatyzację

Co mnie rozczarowało to brak dywaników (można dokupić firmowe za 30Ł, wolałem ebay za 10Ł) oraz "czasowego" biegu wycieraczek przednich i tylnych. Mogę jeszcze pomarudzić dlaczego jak jest centralny zamek to nie dali od razu pilota ale to mniej dokuczliwe niż wyżej wymienione rzeczy.
Z dodatków zamówiłem firmowe "chlapacze", bo jeżdżąc teraz po dosyć srogiej zimie ciągle słysze piasek i kamienie wyrzucane spod kół i rysujące nadwozie. Jak mnie pamięć nie myli kiedyś (20? 30 lat temu?) były one standardowym elementem wyposażenia a teraz...

Na razie to tyle, samochód mam tydzień, przejechałem nim 160 kilometrów, 95% w mieście, reszta autostrada, powoli się przyzwyczajam do niego (ostatnie 5 lat spędziłem za kierownicą Peugeota 106 Diesel), kolejne wpisy wkrótce.