Jakiś czas temu w Bożence zablokowały (czyt. "zaryglowały na amen") drzwi od strony pasażera. Nie idzie ich otworzyć z pilota, z panelu srodkowego ani klamki. Po różnych kombinacjach eksperymentach i obaleniu dużej ilości napoi alkoholowych z sąsiadem-mechanikiem zdiagnozowaliśmy problem - brak prądu idącego z centralki do sterownika drzwi. Co za tym idzie rygiel, będący zabezpieczeniem antywlamaniowym zabezpiecza drzwi pasażera przed wlascicielem (czytaj "Mną"). Jednakże gorszą rzeczą jest to, że z dostępnym sprzętem nie mamy możliwości otworzyć tych drzwi (wystarczyło by tylko i wyłącznie ich otwarcie, bo wtedy dobralibyśmy się do wiązki i przywrócili prąd). Dzwonie więc do firmy zajmującej się takimi przypadkami. Dzwonię z pieśnią na ustach, bo wiem że to dobry fachowiec, wszak naprawial już zamek w Toyocie. Kiedy wreszcie połączyłem się z panem Tomkiem słyszę, że koszt to ok 250PLN + cena zamka (???PLN), no i trzeba zostawić auto na 2 dni. Nie no na to akurat nie mogę sobie pozwolic. Drugi serwis zażyczył sobie 300PLN + koszty i samochod na 2-3 dni tlumczac, ze to nie jest takie "hop-siup". Myśle "pal sześć koszty zadzwonie do ASO. Zrobią to drożej, ale napewno szybciej". Dzwonie, a tam mily pan mowi "Najpierw trzeba wjechac na diagnostyke (277PLN) i musimy ustalic co sie popsulo". mowie, ze wiem co sie popsulo i nie potrzeba diagnostyki. "Musi byc diagnostyka bo nie bedziemy sie opierac na domyslach". Czyli ja jestem glupi, tepy i wmawiam mu trupa ok. A co jesli mam racje? "To naprawa potrwa ze 2 godzinki i bedzie kosztawala tak 150-170 PLN".