Hejka.

Jechałem spokojnie, było zielone, więc noga lekko na gazie i jedziemy.
Przede mną jechał brzydki citroen c15d, prawie, że nad nami światło się zmieniło i nagle przed rondem depnął na heble. Spokojnie byśmy przejechali. Ja już nie zdążyłem wyhamować, i się przytuliłem do niego.
U niego na rurce - taki niby zderzak, znalazła się moja farba (maluch krwawił?), a ja za to przód trochę pognieciony.
Gościo się pyta co teraz, a ja na to 'Nic, mój maluch uszkodzony',a u niego tylko mały czerwony ślad na rurce. Przeklął, przekręcił się na pięcie, wsiadł i pojechał. Najgorsze było to, że błotnik do koła przygięło i tarł o oponę non stop. Jakoś trzeba było jechać dalej. Włożyłem, jakiś stary amortyzator spod maski owinięty szmatą między błotnik i zderzak i pojechałem dalej.