Czas na urlopie leci nieubłaganie, a że był to urlop w Bieszczadach, tych po Ukraińskiej stronie i tych po Polskiej to był i w sumie jest to niezapomniany czas...

Po stronie ukraińskiej przyszło się przemieszczać Marszutkami,(Asterix został u rodziców po polskiej stronie) - przeciekawe pojazdy nie spełniające chyba żadnych norm bezpieczeństwa, zabierające pasażerów na zasadzie ile wejdzie, posiadające często dziury w podłodze i niebywały zapach ale bardzo sprawnie przemieszczające nas po okolicznych górach i drogach, a do tego jeszcze kierowcy najczęściej gadający przez komórkę, palący papierosa i cisnący te samochody po tych drogach na złamanie karku (choć pewnie znają tam każdy kamień, każdy zakręt i każdą kozę na poboczu, dla mnie jednak jazda Marszutkami była ciekawym przeżyciem i niejako ekstremalnym) Drogi? Hmmm, więcej nie będę narzekał na drogi w POLSCE, obiecuję...zdjęć kilka poniżej...

Po przygodzie na Ukrainie nadszedł czas na okolice Soliny i tu już dzielnie sprawował się Asterix, jest niebywałe jak przyjemna jest jazda silnikiem diesla po górskich drogach...byłem zdziwiony z jaką łatwością przychodzi mi pokonywanie tym autem wzniesień i jak często irytuję się (pewnie kiedyś sam tak jeździł mój Cytrus) na wdrapujące się pomału na górki samochody z chyba mniejszym zapasem mocy;

Asterix mnie zadziwił swoją elastycznością, spalaniem mimo gór około 6 litrów, mocą i szybkością oraz pewnością pokonywania zakrętów i wzniesień, nawet błotniste przygody, które mu zaserwowałem nie zrobiły na nim najmniejszego wrażenia, chętnie stawił im czoła i parł do przodu...

generalnie jestem bardzo zadowolony i aż chce mi się wsiadać do samochodu i połykać kolejne kilometry, a to już jutro podróż powrotna, tym razem około 500 km z przystankami...będzie wesoło!