Wypadł mi służbowy wyjazd do Wrocławia. Zaprosili, postawili hotel, miało być miło i faktycznie nie mogę narzekać. Z resztą ja tak lubię to miasto, że gdyby było bliżej to bym tam jeździł nawet na kawę. Zamiast tłuc się 6 godzin naszymi "wspaniałymi" kolejami, postanowiłem wybrać Almerkę. Podróż w tamtą stronę bez niespodzianek. Jechałem typową trasą z wyjazdem z Warszawy w stronę Katowic. Z powrotem postanowiłem skorzystać z pięknej niedzielnej pogody i wrócić bardziej urozmaiconą drogą. Wpisałem w nawigację Kalisz. Nigdy tam nie byłem, a miasto kusi bogatą historią i urokliwym klimatem. Trasa wiodła m.in. przez Antonin. Tam wpadłem na chwilę do parku i fantastycznego pałacyku myśliwskiego Radziwiłłów, potem z okien Krążownika wypatrzyłem Uniejów. Zboczylem z trasy by obejrzeć park wodny ze żródeł termalnych i zamek. No i czas było już gnać do stolicy. Gnanie tym razem okazało się naprawdę rekordowe. Kawałek autostrady wykorzystałem do sprawdzenia "ile fabryka dała". Licznik zatrzymał się na 190 i nie chciał już iść dalej. Autem trochę kiwały boczne podmuchy wiatru, ale ani na chwilę nie odniosłem wrażenia, że ma ochotę odlecieć i robi się mało sterowne. W sumie zrobiłem w ciągu dwóch dni 745km. Spalanie zaczyna mnie coraz bardziej pozytywnie zaskakiwać. Na trasie udało mi się dziś zejść poniżej 7 litrów, a średnie to mniej więcej 7,5, mimo korka przez Błoniem i szybkiej jazdy na autostradzie. Silnik lubi wysokie obroty. Mam wrażenie, że powyżej 3000 dopiero nabiera pełnego wigoru i tak sobie bzyka do 4500-5000 bez problemu. A jak brzmi! Mam wyczulone muzycznie ucho z racji zawodu i wyksztalenia i powiem Wam, że chwilami wolałem słuchać motoru niż radia. To był udany weekend. Już się cieszę na następne!