Po powrocie z Katowic - a nawet Szczyrku, bo tam też musiałem zawitać żeby odebrać opony letnie - nowym nabytkiem chciałem jeszcze chwilkę obyć z Weroniką i na spokojnie wreszcie samemu przejechać się za miasto. Przekąsiłem jakąś kolację, opowiedziałem rodzinie jak było (wiadomo: emocje, wrażenia, góry. Jednak kawałek drogi...) i usiadłem za kierownicę. Wyjechałem z podwórka, delikatnie się rozpędzam, wrzucam drugi bieg i nagle zapala się czerwony trójkąt ostrzegawczy i jakiś komunikat po niemiecku w komputerze. Aż mi się gorąco zrobiło...Myślę sobie "tylko ku*wa nie to...już awaria?". Zjechałem na bok, zgasiłem silnik, poczekałem chwilę i ruszyłem. Jedynka...dwójka...i znowu to samo: czerwony trójkąt i komunikat. Wściekłem się. Zjechałem na parking, bo był blisko i odpalam internet żeby przetłumaczyć ten niemiecki język na coś zrozumiałego. I co przeczytałem? "niezamknięte drzwi". Popukałem się w głowę, faktycznie był niedomknięte.

Ruszyłem w dalszą drogę delektować się chwilą.

Muszę wgrać soft angielski, bo wyczytałem, że polski jest dla nowszych roczników.