Zaczęło się od przedwczorajszej sytuacji z Golfem, o której już pisałem. Tłumaczyłem sobie, że to wina zmęczenia (7 godzin spaceru po górach + jazda do Warszawy). Wczoraj pociągnęło się to dalej.

Zaczęło się od wyjazdu z miejsca parkingowego: miejsce mam między kolumną a sąsiadem - zwykle parkuję bliżej kolumny, żeby sąsiad mnie nie musiał obijac. I wczoraj, spiesząc się do drugiej pracy, przerysowalem sobie lusterko o tę betonową kolumnę. Zdjęcie w załączeniu, zdrapane jest kółko o średnicy pięciogroszówki + rysy dookoła.

Jedziemy dalej. Skrzyżowanie Leszna z Towarową, lewoskręt w Towarową w kierunku Arkadii. Pojechałem jak małpa za gościem przede mną i wepchnąłem się facetowi jadącemu prosto. Nie wiem, jak daleko był, usłyszałem tylko klakson, ale przysiągłbym, że droga jest pusta.

Ostatnia przygoda: zawracanie na jakiejś uliczce. Wyjeżdżam z bramy, w którą sobie cofnąłem i też nie zauważyłem samochodu jadącego z prawej - pokrył mi się z prawą belką. Na szczęście nie mam zwyczaju ruszać z piskiem z miejsca, bo gdyby tak, to już bym w nim siedział.

Czas odpocząć od samochodu, bo ta kumulacja pomyłek niepokoi mnie.