W końcu po prawie miesiącu od zakupu ojciec miał czas, żeby zajrzeć do mojego nabytku. Tak więc po południu auto powędrowało najpierw na podnośnik, a później na ścieżkę zdrowia u znajomego diagnosty.
Teraz żałuję, że nie porobiłem jakiś fotek jak Fabka była bez "rąk i nóg" (czyt. kół).
Ale do rzeczy... Hamulce z przodu wyglądają na dość nowe. Tarcze nie mają rantów, a klocki są w połowie żywota. Nic się nie zatarło i chodzi prawidłowo. Z tyłu na wiosnę lub latem trzeba będzie wymienić komplet - bębny i szczęki. Silnik, skrzynia biegów, mieszki przy półośkach w całości, wydech jeszcze pożyje choć przed końcowym tłumikiem rura jest pordzewiała.
Bardzo ucieszył mnie fakt, że potwierdziły się zapewnienia szefa floty, że auto nie było nigdy bite.
U diagnosty wyszło jeszcze parę drobiazgów, ale natychmiastowej reakcji wymagała tylko regulacja lewego reflektora. Pozostałe parametry jak przy badaniu technicznym - w normie.
Tak więc uważam, że jak na 6-o (a rocznikowo już 7-o) letnie auto po firmie jest więcej niż dobrze.
Przynajmniej do lata auto nie wymaga większego wkładu finansowego. Można się skupić na dopieszczaniu zewnętrznych detali. Na wiosnę w planach jest pranie wnętrza, porządne woskowanie i naprawa ubytków na masce. Jak wysupłam jakąś kaskę to sprawię Fabce niedługo nowy komplet letnich kół na alufelgach.