Problemów z odpalaniem ciąg dalszy.

Z dnia na dzień jest coraz gorzej. Samochód zapala bardzo opornie. Najgorzej jest nad ranem, gdy silnik jest zimny. Rozrusznik kręci, kręci i coś ukręcić nie może. Wydaja z siebie całą gamę zgrzytów a gdy już odpali słychać przez ok. 1-2 sekund straszny pisk podobny do tego jaki wydaje pasek klinowy. Czas już coś z tym zrobić. Wczoraj postanowiłem zasięgnąć opinii ekspertów, czyli skrobnąć o swoim problemie na forum. W tym celu wykonałem film rejestrujący całą tą gamę dźwięków, która towarzyszy powyższej czynności. Nie jest to oskarowa produkcja, raczej niszowe kino grozy ale wszystko co trzeba widać a właściwie słychać.

Przy okazji rżnięcia Spielberga poświeciłem latarką tu i ówdzie i odkryłem rzecz druzgocącą... W zbiorniczku na płyn chłodniczy sucho jak na Saharze. Dawny poziom płynu dość długo utrzymywał się w okolicach kreski "max" i zrobił się tam osad, który do tej pory nieopatrznie brałem za aktualny poziom. Dopiero podświetlenie zbiorniczka ujawniło prawdę niewidoczną dla oka ludzkiego za dnia. Czym prędzej udałem się do kanciapy celem pozyskania butelki z płynem chłodniczym. Dolałem całość, czyli ok 500ml i dopiero wtedy poziom podniósł się nieśmiało i zatrzymał kilka milimetrów poniżej poziomu "min". Dziś muszę dokupić specyfiku, bo nie chcę lać wody destylowanej. Teraz już wiem, czemu wiatrak włączał się tak często. Na domiar złego, jeden z uchwytów trzymających chłodnicę wyzionął ducha (swoją drogą tylko włoscy inżynierowie mogli wymyślić plastikowy uchwyt) i chłodnica się z lekka telepie.

Dziś rano Sienka zawitała u mechanika. Ma wymienić filtr paliwa, bo nie był wymieniany od wieków i zajrzeć w ten przebrzydły rozrusznik. Jakie będą efekty poza chudszym portfelem? Jak będę wiedział, to się podzielę.

Pozdrawiam!