Minął rok od zakupu tatowoza, bo tak zwykłem mówić na auto (znajomi zresztą też, chociaż jeden mówi "autobus"). Postanowiłem się z wami podzielić małym bilansem.

Auto poważnie zawiodło mnie tylko raz - podczas powrotu z opolszczyzny do Szczecina posłuszeństwa odmówił alternator (wytarły się szczotki), ale tego niestety nikt nie mógł przewidzieć, na szczęście mechanicy w Trzebnicy w 2 godziny naprawili usterkę i do tej pory jest dobrze. Poza tym były dwie małe stłuczki, na szczęście nie z mojej winy (raz Niemiec na skrzyżowaniu przestraszył się nadjeżdżającego tramwaju i cofnął mi w zderzak, drugim razem pan z BMW lekko naprostował mi klapę od bagażnika, prędkość wynosiła około 10 kph). Jesienią byłem też zmuszony łatać małą dziurkę w układzie paliwowym oraz wymienić akumulator, bo ten stary już ledwie dyszał. Złapałem też dwa kapcie, ale to szczegół

Ogólnie przejechałem sporo kilometrów w dość komfortowych warunkach (kochana klimatyzacjo!) i nie licząc tych dwóch stłuczek było bezpiecznie i oszczędnie - statystyki dostępne dla każdego, prowadzone na bieżąco. Tatowozem odwiedziłem między innymi Ostrołękę, Częstochowę i Łódź, ale w tym roku też będzie pewnie okazja do jeżdżenia - może nad jeziora do Szczecinka, ślub siostry w Koninie, Woodstock w Kostrzynie i inne miejsca