Jakiś czas temu przeżywałem kryzys psychiczny związany z moim przepięknym wehikułem.

Prowadzony pamięcią o podłodze w kształcie litery V w moim poprzednim aucie, udałem się do warsztatu (niby taki lepszy - sieciówka, nie będę mówił jaka) aby dokonać konserwacji podwozia. Zapłaciłem standardowo (około 400 za wyczyszczenie i zamalowanie barankiem o ile dobrze pamiętam).

Pech (a może i szczęście) chciał aby jakiś czas później uległ uszkodzeniu sworzeń wahacza (zaczęło cykać). Zachęcony różnej maści artykułami, kupiłem ów sworzeń i przystąpiłem do próby wymiany. Ku mojemu zdziwieniu, lewarek zamiast podnosić samochód, mówiąc erotycznie - "wchodził w niego". Okazało się, że fachowcy w owym warsztacie, nie dość że nie wyczyścili dobrze podłogi, zamiast powiadomić mnie o sporej wielkości dziurze, po prostu ją zamalowali. Przecież dopłaciłbym za pospawanie, prawda? No, ale cóż - są ludzie i są parapety...

Samochód ze względu na podłogę oraz nadgnite błotniki błotniki, powędrował na spawanie/renowacje/malowanie do lakiernika, z którego (to już w miarę sprawdziłem) przyjechał w akceptowalnym stanie.

Niedawno samochód przeszedł przegląd, na którym problemem (o dziwo) nie była mechanika, tylko światła (musiałem biec do sklepu i wymienić -+ większość żarówek pomijając te od świateł mijania)!

Wymiany w końcu doczekała się również odma (pęknięta - wyciek oleju), która była droga i ciężko było ją dostać (140 na allegro - jedna aukcja).

Niektórzy się dziwią, że dalej ładuje pieniądze w ten samochód.. cóż darzę je sentymentem i wierzę w zasadę "jak dbasz, tak masz"