No i się porobiło! Skończyła się turbina, spadło sprężanie, trudności z odpalaniem z pewnością związane są z odmową pracy któreś ze świec (a może wszystkich). Na domiar złego do marketu oddalonego o 500 metrów podjechałem samochodem (a co!!!) i spotkała mnie zasłużona kara - rozwaliłem próg zahaczając o wystający palik. Na parkingu zawodowy kierowajca zrujnował mi drzwi twierdząc że mnie nie zauważył. Miarka się przebrała...
Od kilku dni samochód odstawiłem do reanimatora. Bo to już nie Mechanik Pierwszego Kontaktu lecz znakomity specjalista, odnowiciel a nawet cudotwórca. Wiem, wiem... Niejeden z Was popuka się w głowę. Inwestować w takie stare auto. A ja się upieram, bo to klasyk, do tego całkiem nieźle wyposażony - nawet jak na dzisiejsze standardy - nieprzyzwoicie wygodny i .......(tutaj wpisz to co cenisz najbardziej w swoim samochodzie.
Mam nadzieję, że za parę tygodni będę mógł zaprezentować Wam mój nowy-stary samochód.

No to tak:
Blacharka spoko, nabiera kształtów i tu raczej nie oczekuję żadnych niespodzianek. Gorzej z silnikiem. Turbina całkiem umarła a i sam silnik nie jest w najlepszej kondycji. Długo się zastanawiałem jak to ugryźć. I tu niespodzianka! Trafił mi się KOMPLETNY silnik, z osprzętem, ze skrzynią i sprzęgłem. Co z tego wyniknie już niebawem.