Zaczęło się od tego że, przed tym jak robotnicy postawią rusztowanie miałem wyjechać iksem, bo później bym tego nie zrobił przez prawie miesiąc.
Więc schodzę i... no właśnie nic - nie odpalił.
Wkurzyłem się strasznie bo przez to cały lipiec zostałem bez auta. Dopiero dzisiaj zdejmą podpory spod tarasu i będę mógł wyjechać.
Jako że miałem miesiąc na naprawę to specjalnie się nie spieszyłem. Pewnej soboty zawołałem teścia i zaczęliśmy szukać.

Objaw - kręci jak wariat ale nie odpala.

Pierwsza poszła pompa - włącza się, więc to nie to.
Drugie świece - czarne jak smoła, jako że miałem na zapas to założyliśmy nowe.
Trzecie kopułka aparatu zapłonowego - okazało się że ma wyrobione styki i może to być przyczyna. Wyskrobałem nożem lepszy styk żeby zobaczyć czy coś to da.
Wsiadam, przekręcam kluczyk i działa - uśmiech od ucha do ucha i od razu poprawa nastroju.

Następnego dnia do sklepu i na podstawie starej kopułki koleś mi dobrał nową, bo oczywiście na pytanie do jakiego modelu mocno się zdziwił...
Okazało się że kopułka z Fiata Uno z silnikiem 1.5 ma taką samą. Koszt 23 zł

W tygodniu kompleksowe mycie bo warstwa kurzu na nim sięga sufitu...

Pozdrawiam