No i dalem ciała jak to sie mawia ...

po sobotniej wymianie opon i powrocie do domu od wulkanizatora radosnie i ochoczo opuscilem pojazd tak radosnie i ochoczo wiadomo z koreanskiego mercedesa trzeba uciekac wszystko super ale w tej wielkiej radosci nie wylaczylem swiatel ... i tak autko przestalo od soboty do dzisiaj. Dziwi mnie tylko fakt ze skoro auto stoi przed oknami a domowniczki i wlascicielka kreca sie na zewnatrz grabiac liscie, zamiatajac chodnik i podjazd ... ani jedna ani druga ani trzecia tego faktu po prostu nie widzialy ja sam nie moglem no bo przeciez leniwy facet wchodzac do domu rozklada sie na kanapie z pilotem w rece
Tak czy owak dzis rano jak juz bylem dobre 5 km od domu dzwoni żona i drze sie do sluchawki ... "swiatla zostawiles wlaczone jak ja teraz do pracy dojade [...]" itd. Szybka nawrotka, wpadlem do garazu po kable rozruchowe, zielonego robaka odstawilem troche od sciany zeby Passat zmiescil sie przodem obok niego ... i proba odpalenia malego autka. Nie bylo latwo, akumulatorek przez te dwa dni dostal w tylek odpowiednio i mimo wylaczenia wszystkich mozliwych odbiornikow i na pracujacym TDI Passka odpalil dopiero za 6 razem. Po udanej operacji żonka radośnie z prewencyjnie zapakowanymi kablami WN wyruszyla do pracy... Ja rowniez majac tylko 20 minut spoznienia dotarlem na miejsce ... cos tylko czuje ze po pracy ze swoim autkiem podjade do wulanizatora ... cos musieli zrabac po zmianie kół na zimowe bo auto delikatnie sciaga podczas jazdy na lewo. Moze ciśnienie, może odważnik... ale o tym to juz nie w tym dzienniku