Lało jak z cebra. Nie godziło się pieszo zaiwaniać do przedszkola i do pracy. Więc w biegu wsiedliśmy do Mesia, zatrzasnąłem drzwi, pozapinałem pasy dzieciakom, zapiąłem swój pas i odpaliłem...
Tor rajdowy przed oczami, Monster Trucks i start samolotu w jednym. Huk jak w podpoznańskich Krzesinach, gdzie F-16 stacjonują. Przez chwilę myślałem, że może ze słuchem mam coś nie tak, ale kilka kontrolnych przygazowań pozwoliło stwierdzić, że "coś-nie-halo" z układem wydechowym.
No trudno, jest poniedziałek, rano, może ktoś to sprawdzi?
Odwiozłem dzieciaki do przedszkola i od razu na kontrolę do Pana Pawła. Kanał, zejście w dół i komentarz:
- Mogę zrobić po południu, a auto odwiozę jutro!
Chciałem szybciej, bo w taką pogodę to nic bym nie zrobił, ani do pracy, ani poodbierać dzieciarnię, ani zakupów.
W efekcie trafiłem do Pana Tomka Ławniczaka we Wronkach. Mały warsztat, ale zawsze czysto, schludnie. Właściciel do rzeczy i obiecał zająć się prawie od ręki. Do pracy blisko, więc oddaliłem się przed 9:00. Po 11:00 telefon:
- Może Pan odebrać, było ciężko, w dwóch miejscach spawaliśmy, ale jest zrobione.
- Ile się należy?
- 80 złotych.
Zapłaciłem, podziękowałem i cieszę się, że to się stało tutaj, a nie na świątecznym wyjeździe w góry.
Do zobaczenia na drogach!
P.S. Nie mam zdjęć, bo telefon nadal uszkodzony!