niedawno stałem się szczęśliwym posiadaczem Galanta z 1998 roku, który, delikatnie mówiąc, był ciut zaniedbany przez poprzedniego właściciela. na pierwszy ogień zrobiłem rozrząd, wymianę olejów, tłukące wahacze (tzw. banany), potem filtr powietrza i kabinowy, świece zapłonowe, wymiana złącza elastycznego które było w opłakanym stanie, ale to dopiero początek przywracania tego auta do świetności

wziąłem się za ogniska rdzy, zaczynając od komory silnika. w ruch poszła szczotka druciana (a w zasadzie to trzy sztuki), papiery ścierne, odrdzewiacz z castoramy i farba podkładowa. na pierwszy ogień wziąłem się za brzydkie ogniska rdzy przy kielichach i na pasie przednim, wytarłem do gołej blachy, oczyściłem i zamalowałem podkładem. niestety od wewnętrznej strony jednego z kielichów jest spore ognisko rdzy, które już przebiło blachę, więc będzie wymagane rozebranie kilku części w okolicy i pospawanie tego na świeżo. To właśnie będzie drugą częścią walki z rudą, który będzie też zawierał rozebranie całego przodu (zderzak, światła i grill) i ogarnięcie tego co tam znajdę, a potem maska przednia i podwozie (podwozie oczywiście na koniec zakonserwuję).

jeszcze masa roboty przede mną, ale myślę że to auto zasługuje na lepszy los niż rozpadnięcie się z powodu rdzy