Dość szybko minął miesiąc jazdy a raczej napraw Toczydełka. Faktem jest, że teraz autko jeździ "jako tako", przynajmniej dobrze się prowadzi, odpowiednio hamuje i na postoju nie stacza się z pochyłości oraz co najważniejsze nie śmierdzi spalinami w kabinie. Trzeba jednak było wyasygnować dość sporą kwotę z budżetu domowego, aby doprowadzić go do takiego stanu a to jeszcze nie koniec trzeba jeszcze gruntownie sprawdzić zawieszenie, układ kierowniczy oraz w końcu ustawić zbieżność. Równie paląca potrzebom będzie wymiana gaźnika - ktoś wsadził tu jakiś złom, który tylko miesza paliwo z powietrzem a trzeba by mieć jeszcze możliwość ustawienia składu tej mieszanki.
Wiem, że do stanu fabrycznego nie mam możliwości go doprowadzić bo trzeba by było odbudować większość auta, ale do stanu sprawności technicznej i użytecznej jak najbardziej. Jak to mówią: "nie od razu Kraków zbudowano", więc pomału chyba damy radę