wolna niedziela więc różne pomysły po głowie chodzą, tak też w mojej zrodził się jeden - kawa w Sopocie, jak pomyślałem, tak zrobiłem i nie całe cztery godziny później byłem już nad morzem.
jedna myśl która kołatała mi się przez całą drogę to... jak ustawić ten cholerny zagłówek! pod koniec (czyli jakieś 600km później) było lepiej, ale to jeszcze nie to!
drugim problemem było to że SID (wyświetlacz) w serwisie i okazuje się że bez niego nie mam sterowania radiem w kierownicy, klaksonu (a raz przydałby się bo pobocze ratowało mnie przed skodą w której lusterka były widocznie zupełnie zbędne) i co gorsza ściemniania zegarów, a to już było kłopotliwe.
ale pomijając drobiazgi to jak silniczek ciągnie, auto super prowadzi się - miód malina :D aż się chce jechać przed siebie!
reasumując, lubimy się z saabinką - zawsze gdzieś saaby były koło mnie, zawsze ktoś jakiegoś miał, ktoś inny pracował u Benesza (jeden z najlepszych warsztatów od saabów) i teraz wiem że trzeba było wcześniej wsiadać w swojego, takich podróży na pewno będzie więcej, ponoć we Wrocławiu mają dużo mostów