Stało się, popsuło mi się auto, a dokładnie wąż wlewu paliwa, który najzwyczajniej w świecie poległ w bezpośrednim starciu z korozją i w czasie próby tankowania bezwładnie, ku nie tylko mojemu zdziwieniu, padł plackiem pod auto... W prawdzie troszkę benzyny się rozlało, ale sytuacja tak rozbawiła wszystkich świadków, że korzyści moralne zdecydowanie przerosły straty...
W piątek trochę dzwoniłem po szrotach, ale nic się nie udało wskórać, bo to podobno normalne i w złomowanych pojazdach ta część zazwyczaj jest nadgryziona zębem czasu, a po drugie nikt nie trzyma takich części, które są tanie, cieszą się małym popytem i można je bez dodatkowej pracy oddać na złom. Wieczorem pojechałem mechanika, który na moją prośbę metodą 'za płotową' obiecał wstawić tam kawałek rury, tak żeby działało.
W końcu auto ma jeździć, a nie wyglądać...