Półtora miesiąca temu pisałem o tym jak Asterix popija litr oleju na 1000 km. Dla mnie to i tak było dziwne, że przy takim apetycie żadnego dymka nie puszcza, nawet ciągnąłem go do odcięcia a kumpel co za mną jechał także nic nie zauważył, przy ostrej redukcji także cisza i spokój. Pomyślałem: tak ma być i tyle!
Aż 2 tygodnie temu pojechałem na wyjazd z pracy do Legnicy hm 500 km w 2 strony.

Przed wyjazdem dolałem troszkę oleju, było aż prawie max na bagnecie A więc ruszamy w 4 osoby + bagaż w drogę A, że wyleciałem w połowie drogi na A4, to tak jakoś się powstrzymać nie mogłem i 50-cio kilometrowy odcinek pokonałem z prędkością ... 160 km/h wiem wiem głupi jestem

Dojechaliśmy na miejsce,
następnego dnia sprawdziłem olej i był już na minimum! Masakra sobie myślę normalnie ...

Tłumaczyłem sobie to moim wybrykiem na A4 Ale patrze pod auto a tam miska olejowa cała w oleju! Masakrycznie była usmarkana , kupiłem uszczelkę + silikon odporny na temperaturę i zabawę czas zacząć.

Dwa dni później (wróciliśmy z wyjazdu na weekend) powtórka, jedziemy na kolejny tydzień! Jechałem z duszą na ramieniu bo nie chciałbym, żeby brakło oleju w trakcie jazdy

Ale i tak przyświrowałem i 160 km/h i jazda A4

Kolejnego dnia ponownie sprawdzam olej, a tu na bagnecie ani drgnął!

Wreszcie zlokalizowałem moje branie oleju, którym martwiłem się od bardzo długiego czasu

Jednym słowem Asterix - i nie ma ch**a