Po długiej nieobecności postanowiłem opisać swój krótki wyjazd na obcą ziemię.
Cel wyprawy: uwolnić 2 emigrantów wraz z ich dobytkiem z obcej ziemi
Pokonana odległość: 3 500 km

W połowie października otrzymałem telefon: "przyjedziesz po nas i nasz sprzęt w listopadzie?" Wiele sie nie zastanawiając przyjąłem ofertę.Następnego dnia pojechałem na warsztat wymienić olej i zrobić ogólny przegląd, werdykt: nic nie może się zepsuć. Z tą pozytywną informacją zorganizowałem sobie zmiennika i wyruszyliśmy w podróż 1 listopada ok 1 w nocy. Droga była przyjemna - bo pusta. Polacy zjeżdżali do kraju na święta, a my wyprzedziliśmy zaledwie kilka ciężarówek. Po kilku przystankach na zmianę kierowcy, tankowanie i dotlenienie płuca dotarliśmy na prom jakieś 3 godziny przed czasem. Oczywiście skorzystaliśmy z możliwości wcześniejszej przeprawy za drobną opłatą, a 2 godziny później wtargnęliśmy na dziką ziemię. Do tej pory nie rozumiem jak można jeździć po lewej stronie drogi... Właściwie jeżeli chodzi o samą podróż powrót wyglądał identycznie. Bestia spisała się na medal. Mimo 4 osób i bagażnika wyładowanego idealnie jak w tetrisie dawała nam do zrozumienia że chce więcej Misja ratunkowa zakończyła się sukcesem.
Bonusy: zwiedziliśmy kilka knajp w Northampton i Londyn oddalony o godzinę drogi pociągiem.
Teraz wiem że wyprawa na północ nie powinna sprawiać problemów