Drugi września, pierwszy regularny dzień szkoły. Jadąc dzisiaj do pracy po ulicach Gdańska, a raczej wlokąc się, nie sposób tego nie zauważyć. Wzrost ruchu kołowego o kilkaset procent z dnia na dzień jest kompletnie traumatyczny. Kilkadziesiąt minut za kółkiem i poziom agresji rośnie do dawno nienotowanego poziomu. A wszystko dla tego, że rodzice uważają swoje dzieci za kaleki, nie umiejące samodzielnie wsiąść i wysiąść z autobusu i co za tym idzie wmawiają sobie, że ich obowiązkiem jest odwiezienie dziecka do szkoły i zakorkowanie miasta do granic. Czasami to "do szkoły" jest traktowane bardzo dosadnie, ma się wrażenie, że jakby była możliwość to tym samochodem na piętro pod klasę by podjechali. Tak sobie teraz myślę, że ja kocham wakacyjnych turystów, nawet z tym ich powolnym i niepewną jazdą spowodowaną nie znajomością dróg, może ich być nawet dwa razy więcej i niech wszyscy przyjadą samochodami i tak nie osiągną takiego paraliżu nawet w połowie, jak jest wynikiem rozpoczęcia roku szkolnego.