Tytulem wstepu... juz nie dodam notek paliwowych za ubiegly tydzien, nie ma juz to chyba sensu.

To chyba najdalsza trasa jaka zrobilem swoim autem:
Koszalin - Gdansk
Gdansk - Koszalin
Koszalin - Szczecin
Szczecin - Koszalin
Koszalin - Tilburg (NL)
Tilburg - Kolbaskowo

lacznie ponad 3000km przez ostatni tydzien, zabraklo mi 66km do granicy z Polska, a 240km do domu. Zupelnie jak poprzednim razem, auto wrocilo na lawecie, tylko ze teraz juz nie w calosci...

Zdjecia powiedza wszystko za siebie, zyje, wyszedlem o wlasnych silach z auta, jestem caly... tylko miesnie obolale i okrutnie przemeczony.

Autostrada A11 w strone Kolbaskowa, 55km (jakby ktos znalazl rejestracje to bylbym wdzieczny, lezy gdzies wraz ze zderzakiem).
Godzina tuz po 21-ej, dluga prosta, wyprzedza mnie auto, ktore delikatnie sie uslizgnelo... momentalnie zdalem sobie sprawe, ze pod kolami mam tafle lodu, odruchowo odpuscilem gaz... i juz bylo po wszystkim. 450 metrow w/g raportu policji nim znalazlem sie na barierkach. Nawet nie wiem kiedy uszkodzilem tylna lampe... przez te pare chwil, ktore ciagnely sie w nieskonczonosc chcialem tylko uslyszec najblizsza mi osobe... pozniej juz tylko dzwiek gniecionych blach, latajace rzeczy w aucie, obrot... i cisza.

Na piatek jestem umowiony z rzeczoznawca w sprawie oszacowania strat... obawiam sie jednak, ze bedzie szkoda calkowita.

Jakie bedzie nastepne auto? Narazie wracam do swojej Vectry i Hondy, jedno jest pewne, nie bedzie to z pewnoscia ani Audi, ani VW, ani BMW.