Ze względu na pracę jaką wykonuję, zdarzyło mi się ostatnio wyjechać w okolice Kołobrzegu. W tamtą stronę postanowiłem pojechać Z Białegostoku do Warszawy, następnie autostradą na Poznań i "w górę" pod Kołobrzeg. Z powrotem podobnie - Koszalin, Piła, Poznań i szybciutko do domku. Było to 29-30 kwietnia...

Po długim weekendzie witam w domku listonosza z uśmiechem na ustach i tekstem: spotkałem Pana żonę na podwórku, ale ona nie chciała odbierać Pana mandatów!

Dostałem dwie pocztówki znad morza - jedna z około godziny 13, druga z około godziny 15, tego samego dnia! Jakież było moje zdziwienie, kiedy na drugiej pocztówce widziałem "kuper" swego wozu!!!

Chyba tylko dzięki radyjku i mobilkom ma jeszcze prawko - dwie pocztówki kosztowały mnie 400 zł, a cały wyjazd nad morze całkowicie nieopłacalny (biorąc pod uwagę podatek ministra Rostowskiego za szybką jazdę). Przekroczenia niby nie duże - 20 i 22 km/h, a haracz płacić trzeba...

Moim życiowym mottem jest: jestem szczęśliwy, że płacę podatki. Byłby szczęśliwszy, gdybym płacił o połowę mniejsze.
Ale jak tu jechać spokojnie z tyloma kucykami pod maską???

[edit] maj zamieniłem na kwiecień