Jakiś czas temu pisałem o problemach z zacinającym się hamulcu w lewym kole. Postanowiłem się tym zająć.
Najprościej by było kupić nową linkę za około 90 zeta i założyć, jednak stwierdziłem, że najpierw spróbuję naprawić tą, która jest.
Wczoraj wymontowałem ją z bębna na podwórku i pojechałem do kumpla na kanał żeby ją wyjąć z dźwigni. Cała operacja wraz z jeżdżeniem zajęła mi poniżej godzinki. Wczoraj już brakło mi czasu na podejście do zagadnienia, ale dziś z samego rana wziąłem się do roboty.
Pierwsze co zrobiłem, to rozciąłem szlifierką kątową końcówkę i wyciągnąłem linkę z pancerza. Następnie rozwierciłem podejrzane miejsce i sprawdziłem czy jest lepiej. Oczywiście było, bo w miejscu wchodzenia linki do bębna nazbierało się pewnie syfów, które dostały się do aluminiowego elementu wprowadzającego linkę i wszystko zwęziło otwór.
Następną czynnością było wymyślenie nowego zakucia tej linki. Namęczyłem się z ładnym kawałkiem aluminiowej listwy, nawierciłem otworki żeby lepiej linka się trzymała. Potem chciałem zalać wszystko cyną. Ale pojawił się pierwszy problem: cyna nie chciała się wcale trzymać tego "zakucia". Postanowiłem sprawdzić jak się będzie trzymało bez tego i od razu urwałem. Zbyt mocno nawierciłem ten element i pewnie naciąłem linkę.
Już ze znacznie podniesionym ciśnieniem wziąłem do ręki dwie nakrętki, założyłem je na linkę i sklepałem solidnie. Następnie palnik + cyna i tym razem ładnie przywarło. Test na szarpnięcie i jest ok. Telefon do kumpla z pytaniem o kanał i w drogę. Po około 30 minutach już wszystko założone.
Ręczny powrócił. Trochę się boję, czy kiedyś tego patentu nie zerwę, ale jestem dobrej myśli. Jak na to nie patrzeć, to 90 zeta jestem na razie do przodu.