Mocno zaniedbałem wpisy w dzienniku pokładowym i dzienniku kosztów. Pora na szybko uzupełnić braki.

W czerwcu minął rok od zakupu Merivy. W tym czasie zrobiłem tym autem trochę ponad 10 tysięcy kilometrów. Było kilka przykrych sytuacji, z których najważniejsze opisywałem we wcześniejszych dziennikach. Od ostatniego wpisu konieczna była wymiana wahacza, wymienione zostały też końcówki drążków kierowniczych i oczywiście na nowo ustawiona geometria. Przy okazji badania technicznego Meriva odkryła kolejną niespodziankę. Okazało się, że naprawiając auto po wypadku ktoś przyoszczędził i założył... lampę z anglika. Zastanawia mnie tylko, jak przechodził badania techniczne od 2007 roku Nowa lampa zakupiona w internecie za 220 zł+przesyłka (oczywiście zamiennik) i założona przy okazji corocznej wymiany oleju i filtrów.

Na początku sierpnia wybraliśmy się na urlop w okolice Nowego Sącza. Dzień przed naszym wyjazdem w okolicach Limanowej była mała powódź, o której dość głośno mówiono w mediach. Na szczęście okazało się, że droga krajowa jest przejezdna. Mewa po raz kolejny popisała się niesamowitą pakownością, bez zająknięcia przyjmując na pokład mnie i moją partnerkę, bagaże na tydzień i - tradycyjnie już - dwa rowery. Niestety na stromych podjazdach przy tak załadowanym samochodzie wyraźnie dało się odczuć skromną moc silnika. Dawno się tak nie namachałem prawą ręką Zupełnie inaczej sprawa wyglądała na A4 między Tarnowem a Krakowem. Przy jeździe autostradowej przeszkadzać mogą jedynie hałas we wnętrzu i podatność wysokiego nadwozia na boczne podmuchy. Ja chyba się jednak już przyzwyczaiłem Na szczęście ani górskie lokalne drogi, ani jazda z autostradowymi prędkościami nie spowodowały jakiegoś strasznego spustoszenia w baku.

Przyszłość Merivy pozostaje nieznana. Są pewne plany. Jednak plany mają to do siebie, że często ulegają zmianie

Poniżej kilka zdjęć z urlopu dla zainteresowanych.