Patent łańcuchów k-summit sprawdza się. Zakładanie rzeczywiście jest banalnie proste i możliwe do wykonania nawet w garniturze (choć rękawiczki polecam, bo to jednak kontakt z metalem i kluczem do przykręcania śrub). Być może to kwestia wprawy i zaufania, ale jak tego nie ma, to radzę zatrzymać się po 50-100 metrach docisnąć "dopchnąć" wszystko ręką i w drogę. Zdejmowanie jeszcze prostsze, tu rękawiczki obowiązkowo, bo łańcuchy są brudne.

Tutaj uwaga. Oryginalnie, dostarczone są z bardzo elegancką torbą. Wkładać tam takich używanych nie radzę, zaraz wszystko będzie brudne i mokre. Bardzo mocna torba z Nomi lub Ikei, świetnie się nadaje do złożenia ich i schowania w bagażniku, nie przecieknie. potem w domu pod prysznic i jak wyschną do oryginalnej torby.

Podsumowując. K-summit to wyśmienity patent wart swojej ceny, a docenią to ci, co musieli wielokrotnie "męczyć" się z tradycyjnymi łańcuchami, które nie tak łatwo założyć, w rozjedzonym, mającym kilka dni, sypanym piaskiem i solą śniegu, a czasami wyjątkowo trudno zdjąć, jak są na kołach kilka godzin, a temperatura w okolicach zera albo na lekkim minusie. Jeśli przed czymś ostrzegać, to tylko przed tym, że oczka są nieco mniejsze niż w tradycyjnych rozwiązaniach i to się czuje. Nie każda zaspa to mały pikuś. 20-30 cm kopnego śniegu, może sprawić pewne trudności, zwłaszcza przy ruszaniu. W każdej innej sytuacji jest świetnie. Jeśli jakieś auto przed Tobą poszło, to Ty też pójdziesz. Jazda na śniegu zamienionym w lód bardzo dobrze. Jazda po bardzo cienkiej warstwie śniegu (lekko przebijają poziome znaki na jezdni, też dobrze, choć sugeruję "przeskakiwać koleiny" i jechać po śniegu (to chyba lepsze dla opon).