Do pracy zwykle jeżdżę na rowerze. Wlasciwie, to jeździłem, bo w środe mój rower opuscił stojak przy którym go zostawiłem bez mojej pomocy. Listu nie zostawił, zniknął razem z zapięciami.
Poszedłem na Policje. Tam to było wesoło.
Potem sprawdziłem monitoring wokół budynku. Oczywiscie sa kamery, ale jakosc obrazu jest taka, ze nic sie nie da rozpoznac. Picowanie...

Potem udałem sie do podliskiego serwisu samochodowego.
"Dzien dobry, właśnie mi ukradli rowr i z tej okazji chciałem sobie założyć alarm... w samochodzie". Własciciel sie zdziwił, ze jeszcze mi tego samochodu nie ukradli, ale jako, ze mam garaż wydało mu sie to bardziej wiarygodne. Nie chcialem poczatkowo syren, bo mi to bedzie wylo bez powodu i i tak sie nikt za tym nie obejrzy. Wlasciciel serwisu sie prawie obrazil, co pan mysli, ze ja tu pic chinski zakladam? My tu nie udajemy, ze pracujemy. Jak jest alarm, to ma dzialac a nie wyc bez powodu. I tak to dwa dni póżniej odebrałem samochód z dwoma syrenami i innymi pipsztokami.

Obym teraz juz nie zatrzaskiwał kluczyków, bo bedzie bieda...