W dniu w którym oddałem samochód na zrobienie silnika powiedziano mi, że na gwałt należy zmienić wąż od płynu wspomagania gdyż w jednym miejscu gdzie ma łączenie cieknie. Cóż, wiedziałem o tym i zbytnio się nie przejmowałem do czasu otrzymania informacji, iż "na gwałt" należy zmienić. Serwis policzył sobie 100zł za sztukowanie i 120zł za wymianę gumowego węża...podziękowałem grzecznie. Po odebraniu samochodu z serwisu wyczyściłem łączenie w miejscu gdzie widać wilgoć w celu sprawdzenia później jak duży jest to wyciek. Dziś rano, po zrobieniu 650 kilometrów od remontu sprawdziłem ów przeciek. Cóż...na łączeniu była widoczna słownie jedna kropla płynu od wspomagania. Przypomniałem sobie słowa mechanika o "konieczności wymiany węża na nowy" i wziąłem do ręki benzynę ekstrakcyjną, szmatkę i czarny sylikon wysokotemperaturowy. Benzyną ekstrakcyjną dokładnie trzykrotnie wyczyściłem miejsce łączenia węży na którym wystąpiło rozszczelnienie i nałożyłem warstwę czarnego sylikonu, który palcem ładnie wygładziłem, tak, że nie rzuca się w ogóle w oczy. Po zrobieniu kolejnych 100 kilometrów dziś gdzie podczas trasy było dużo skręcania, zakręcania, zawracania itd. czyli system wspomagania miał co robić sprawdziłem szczelność. Czysto, sucho, pewnie, jak z reklamy podpasek. Niekiedy najprostsze sposoby są najlepsze. Po co mam wymieniać cały wąż i płacić za to ponad 200zł jak mogę mikro rozszczelnienie załatać? Aż tak zakochany w tym samochodzie nie jestem by wymieniać mu każdą rurkę, a i też po raz kolejny się przekonałem, że mechanikom nie wolno wierzyć w 100%, lepiej samemu sprawdzić to co mówią