Jadę sobie drogą Nieporęt - Zegrze, nad Zalewem Zegrzyńskim. W kilku miejscach pojawiły się nieprzyjemne, bardzo duże powierzchniowo dziury, zwalniam na nich do 70. Na kilka metrów dojeżdża do mnie czarne Toledo.

I tak następne kilka kilometrów. Jazda jest (byłaby) spokojna, popołudniowa, trzymam dystans ok 50m do samochodu poprzedzającego, jedziemy sobie 80 - droga dziurawa, koleiny. Wszyscy byliby szczęśliwi. Byliby. Gdyby nie siedząca mi na ogonie "panienka" w czarnym Toledo. Dojeżdża co chwila na kilka metrów, aż się boję - w razie jakiegokolwiek zdarzenia, na przykład ostrzejszego hamowania, na 90% robi mi z **** garaż.

Dojeżdżamy do dwupasmówki. Oczywiście, przygotowany na atak czarnego ogna nie zjeżdżam na lewy pas, chociaż na prawym ktoś się wlecze - a niech sobie wyprzedza! Czarny ogon przyspieszył do tych swoich 90 (nie, nie liczcie na to, że pani się spieszyło, gdyby tak było - nie wyżalałbym się tutaj) i jedzie lewym pasem - ograniczenie jest do 100, droga nowo wybudowana.

Trudno, przeboleję.

Światła, dokładniej czerwone. Stajemy razem z większą grupą samochodów.

Żółte.

Zielone.

W okolicach wrzucania 3 czarne toledo zjeżdża na prawy pas, za zielone Kangoo i tak już zostaje, w swojej własnej, małej karawanie. Jechałem dalej 100, nawet nie mignęło mi potem w lusterku.

Wyjaśnijcie mi - po co jechać komuś w bagażniku? Co to jest, sposób na oszczędzanie benzyny? Wykańczanie "przeciwników" na trasie?

Czemu nie można jeździć tak, żeby nam ALE I INNYM użytkownikom dróg było po prostu najwygodniej?